Kiedy prognozowano jakieś 15-18 węzłów z kierunku NW, a (opierając się na zeznaniach świadków ostatniego pogromu) przy kierunkach północnych prognozy sporo się podbijają, postanowiliśmy ruszyć na kolejną wyprawę „windsurfing 2010".
Było podobnie jak podczas poprzedniego wyjazdu: 4h dojazdu, 7.5 ojro zapłacone i jesteśmy nad jeziorem. Niestety rano wiało zaledwie jakieś 11-14węzłów. Czekaliśmy z nadzieją, że jak zwykle w tych rejonach bywa, po 12.00 ma się nasilić. Oczekując konkretów i nie chcąc tracić czasu weszliśmy na wodę na zestawach w stylu 100l+5.2/5.7m. Były momenty że wystarczyło, a były momenty, że nie.
Generalnie można rzec że było dziurawo. Windsurfing poszedł więc chwilowo w odstawkę i były próby podejścia do kajta. Iście niemiecki porządek jaki tam panuje sprawia, że windsurfing miesza się z kitem tylko na wodzie i to daleko od brzegu. Starty odbywają się bowiem z oddzielnych plaż.
Musieliśmy więc przechodzić ze sprzętem na inną plażę.
Po 15:00 zaczęło kuć tak, że sprzęt ledwo można było utrzymać. Potem zrobiła się piękna fala i dowaliło spokojnie powyżej 5/6bft. i rozpoczęła się ostra jazda.
Przeszło godzinę tak szaleliśmy, byliśmy nieźle sponiewierani. Ogólnie wiało nam fajnie do 20.00. Potem została już tylko droga powrotna do domu:(
Generalnie można powiedzieć, że był to kolejny udany wyjazd z wisienką na windsurfingowym torcie.
Dla zainteresowanych własna galeria zdjęć pod adresem surfmania.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz