sobota, 31 lipca 2010

Viganj windsurfing 2006


Tym razem wybraliśmy trasę przez Słowację i Węgry, aby zminimalizować koszty przejazdu. Jednak nie polecam tej trasy. Węgry to straszna padaka, drogi wąskie i do d..py. Tradycyjne przez Austrię chyba jednak wygodniej.
Nasz czas przejazdu wyniósł praktycznie dwa dni, bo w tzw. międzyczasie zwiedziliśmy Plitvickie Jeziora (mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Zagrzebiem a Splitem). W sumie pokonaliśmy ponad 1300 km mając przed sobą dwa cele: wypoczynek w przepięknym (nieodkrytym przez nas jak dotąd) otoczeniu i windsurfing.


Spot

Na końcu półwyspu Peljesać leży mała wioska Viganj- nasz cel podróży. Fajne położenie: blisko miasta Orebic (ok. 5 km) naprzeciwko miasta Korcula sprawiło, że mieliśmy idealną bazę wypadową do zwiedzania:). Pomiędzy półwyspem Peljesac i wyspą Korcula tworzy się specyficzna dysza, która wspomagana przez lokalną termikę wytwarza dość silny wiatr, który dla nas – miłośników windsurfingu- był niewątpliwie największą atrakcją tego wypadu. Wiało codziennie (4 a 5 Bft) tak, że od ok godz. 12.00 do ok 17.00 deski szły w ruch:)

Atrakcje

Obiektywnie możemy stwierdzić, że półwysep Peljesac jest chyba najładniejsza częścią południowej Chorwacji. Niesamowity pejzaż, jaki rozpościera się zaraz przy wjeździe do Orebica, pozwala zapomnieć o urokach Splitu czy okolic Makarskiej. Do tego dochodzi specyficzny klimat miasta Korcula, do którego koniecznie należy się udać.

Kwatery i życie

Ceny za nocleg nas nie zaskoczyły: 30 euro za apartament dwu osobowy z kuchnią i łazienką.
Dla miłośników campingów też niezły wybór. W samym Viganj są 3, z czego dwa (maestral i anthony boy) "dysponują" swego rodzaju cyplami, na których można się rozłożyć ze sprzętem.
Koszt biwakowania dwóch osób z namiotem i samochodem oscyluje w granicach 50 zeta za jedną noc.

Podsumowując
Kochasz windsurfing? Chcesz poznać najpiękniejsze miejsca w Chorwacji i nie straszne Ci dalekie trasy? To miejsce właśnie dla Ciebie!!! Polecam, bo sam byłem:)

Dla zainteresowanych więcej zdjęć zawiera własna galeria zdjęć:
http://surfmania.pl/galeria.php?id_gal=61




sobota, 24 lipca 2010

Dahab 2006

Hotel
Baza noclegowa: hotel czterogwiazdkowy Nowotel Coralia Clap i ogólnie mówiąc pokoje nie były zachwycające ale cały ośrodek nadawał miłą atmosferę całkiem innego krajobrazu - w tle góry Synaj, ogród i morze czerwone. A w planach windsurfing pełną gębą:)

Spot
Fantastyczny!! Trzeba to zobaczyć na własne oczy! Usytuowany jest przy samym hotelu. Wystarczyło zejść na plażę i przejść jakieś 50 metrów by zaopatrzyć się w deseczkę. Rewiry były trzy. Pierwszy rewir był zaraz przy plaży, w zatoce oddzielonej od morza półwyspem z małą rafą koralową i był doskonałym miejscem dla początkujących. Drugi znajdował się za półwyspem, gdzie wiało od brzegu więc woda była płaska na jakieś 100 m od brzegu ale trzeba było uważać na rafę.
Trzeci rewir to już była jazda na wysokich obrotach. Nim zapuści się człowiek w trzeci rewir dobrze zapytać jak tam dotrzeć. Jest to ważne i pod względem bezpieczeństwa i ustalonych panujących tam reguł.

Pływanie
Codziennie rozwiewało się od 11.00 i wiało minimum 4 h. Generalnie wiało od 4 do 6 bft. Ogólnie mogliśmy uniknąć stresu pt:”czy dzisiaj będzie wiało”. Można było skupić się więc na szlifach swych umiejętności. Jest to wspaniałe miejsce do pływania zarówno dla początkujących jak i dla zaawansowanych.

Podsumowując
Jeśli chodzi o tych, dla których windsurfing to priorytet – wyjazd w 100% udany!!!Ciepły klimat, błękitna woda, na wodzie trapez, szorty, lycra słowem idealne miejsce dla surfmaniaków. Gorzej dla tych, którzy nie połknęli bakcyla windsurfingu czyli osoby towarzyszące – niepływające. Pobyt dla nich niestety może się okazać jedną wielką tragedią.
Wygląda to tak, że surfmaniacy z deską na wodzie non stop a oni sami na plaży. I tak przez cały dzień. Nie możesz też liczyć, że na otarcie łez skoczą na jakiś shopping, bo to naprawdę dziura zabita dechami. Jedyne sensowne rozwiązanie to zabranie ze sobą surfmaniaków z osobami towarzyszącymi „niepływającymi”, które dotrzymają towarzystwa naszym – też „niepływającym”:)

Jakby co, dostępna jest moja własna galeria zdjęć -> www.surfmania.pl

wtorek, 20 lipca 2010

Neusiedler See windsurfing 07/2010


Kiedy prognozowano jakieś 15-18 węzłów z kierunku NW, a (opierając się na zeznaniach świadków ostatniego pogromu) przy kierunkach północnych prognozy sporo się podbijają, postanowiliśmy ruszyć na kolejną wyprawę „windsurfing 2010".


Było podobnie jak podczas poprzedniego wyjazdu: 4h dojazdu, 7.5 ojro zapłacone i jesteśmy nad jeziorem. Niestety rano wiało zaledwie jakieś 11-14węzłów. Czekaliśmy z nadzieją, że jak zwykle w tych rejonach bywa, po 12.00 ma się nasilić. Oczekując konkretów i nie chcąc tracić czasu weszliśmy na wodę na zestawach w stylu 100l+5.2/5.7m. Były momenty że wystarczyło, a były momenty, że nie.

Generalnie można rzec że było dziurawo. Windsurfing poszedł więc chwilowo w odstawkę i były próby podejścia do kajta. Iście niemiecki porządek jaki tam panuje sprawia, że windsurfing miesza się z kitem tylko na wodzie i to daleko od brzegu. Starty odbywają się bowiem z oddzielnych plaż.
Musieliśmy więc przechodzić ze sprzętem na inną plażę.

Po 15:00 zaczęło kuć tak, że sprzęt ledwo można było utrzymać. Potem zrobiła się piękna fala i dowaliło spokojnie powyżej 5/6bft. i rozpoczęła się ostra jazda.

Przeszło godzinę tak szaleliśmy, byliśmy nieźle sponiewierani. Ogólnie wiało nam fajnie do 20.00. Potem została już tylko droga powrotna do domu:(

Generalnie można powiedzieć, że był to kolejny udany wyjazd z wisienką na windsurfingowym torcie.

Dla zainteresowanych własna galeria zdjęć pod adresem surfmania.pl.

piątek, 16 lipca 2010

Jezioro Garda windsurfing session


Garda 2005

Odległość Rybnik-Torbole to ok 1000-1100km. Czas przejazdu wynosi 11godzin (maruderzy + 2h)



Noclegi:
Ogólnie mówi się, że rejon wokół jeziora Garda jest dosyć drogi. Osobiście mieszkaliśmy na terenie campingów. W samym Torbole jest ich kilka, wszystkie położone są bezpośrednio przy plaży co eliminuje dalekie przenoszenie sprzętu czy korzystanie z usług przechowalni. Jeśli uprawiasz windsurfing wszystko możesz trzymać przy namiocie- ale na własną odpowiedzialność. Tematy ewentualnych kradzieży w tych miejscach nie są nam do końca znane.

Podsumowanie :
Do wody mieliśmy około 20m. Koszt pobytu 2 os + samochód na campingu "Maroadi" 25euro/doba . W cenę wchodzi: opłata za 20m2 placu pod namiot i samochód, pobyt, przyłącze elektryczne i korzystanie z natrysków (bez ograniczeń).
Polecamy campingi w Tobrole ze względu na położenie i dostępność wiatru Al Cor, Al Porto, Europa. Jeśli windsurfing to dyscyplina w której stawiasz pierwsze kroki to capm Maroadi ze względu na umiejscowienie w zatoczce (gdzie zazwyczaj słabiej wieje) jest dla ciebie idealne:).

Ważne
Na Gardzie trzeba obowiązkowo pływać w kamizelce asekuracyjne bo licho nie śpi, a wodnej policji od groma! Woda niestety nie jest za ciepła, warto więc zabrać piankę.

W razie czego, jest moja własna galeria zdjęć na stronie www.surfmania.pl.

czwartek, 15 lipca 2010

Chorwacki Bol na wyspie Brac

Czysta woda, piękna pogoda, niezłe statystyki wiatrowe i przede wszystkim wspaniała ekipa. Wiele pływania i opalania, jedzenia, picia, zabawy i wypoczynku. Takie były nasze wakacje w Chorwacji na wyspie Brać w miejscowości BOL. Dla jednych przygotowania trwały długo, inni zdecydowali się na wyjazd w ostatniej chwili. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że warto było jechać.




Wyjeżdżaliśmy w sobotę o godz. 15.30 z planem dotarcia do Splitu na ok. 8.00 rano w niedzielę. Jak się okazało wstępne założenia przebycia trasy w około 16 godzin pozytywnie nas rozczarowały, bo do Splitu dotarliśmy już po 13 godzinach. Ekipa „raciborska” zameldowała się w porcie w Splicie o 4.30 rano w niedzielę, a ekipa „rybnicka” o 6.15. Sama droga do Splitu (Chałupki, Ostrava, Olomouc, Brno, Mikulov, Graz, Wien, Maribor, Zagreb, Split) to 80% autostrady – oczywiście płatne. Najgorszy kawałek to dojazd do Olomouca, a potem trasa przez Słowenię (ok. 80 km zwykłej drogi). Ci, którzy planują jechać na gazie problemy z tankowaniem LPG napotkają tylko w Austrii, chociaż jest jeszcze problem z możliwością płacenia kartą na niektórych stacjach (np. w Czechach czy Chorwacji). My zatankowaliśmy w Polsce, potem na granicy w Mikulovie, kolejna i jedyna stacja z gazem w Austrii to 106 km autostrady Wien – Graz, ale gaz dosyć drogi (ok. 3,3 zł/l). Kolejne tankowanie w Zagrzebiu, a potem w Splicie. Po „długo oczekiwanym” spotkaniu obu grup w Splicie i przeprawie promowej dotarliśmy na wyspę do miejscowości Supetar.


Potem jeszcze godzina drogi serpentynami w górach i w końcu dotarliśmy do celu naszej podróży - miejscowości BOL.



Windsurfing
Już na początku wakacji pogoda mile nas zaskoczyła. Przez pierwsze 4 dni po porannym opalaniu na plaży, koło godz. 13.00, kiedy na wodzie pojawiły się pierwsze oznaki wiatru, przenosiliśmy się do wypożyczalni Big Blue (www.bigblue.hr), gdzie przechowywaliśmy sprzęt (koszt 140 zł / 13 dni).


Stały wiatr ok. 4-5B utrzymywał się od około godz. 13.00-17.00. Z popołudniowego pływania możemy być zadowoleni, bo doświadczenia rybnickie (duże zestawy) procentowały. Wychodząc na wodę w zasadzie nasza 3 jeździła w ślizgu, a reszta turystów z mniejszymi żaglami mogła nas tylko podziwiać . Kiedy wiatr wzrastał do 5-6B (mieliśmy takie dwa dni) już wszyscy się ślizgali. Ogólnie statystyki wiatrowe można uznać za zadowalające. Na 13 dni pobytu 8 dni się ślizgaliśmy. 6 dni na wietrze 4-5B w pełnym słońcu na żaglach od 7.5 - 8.1m2 i deskach 120-135l. Mieliśmy również okazję przetestować małe żagle od 5.5 - 6.6 m2 na warunkach 5-6B w połowie i w ostatni dzień wyjazdu.



Pogoda nie rozczarowała również naszych Pań. Na 13 dni 11 było gorących i słonecznych.
Co do naszym postępów, trudno jednoznacznie ocenić, czy jakieś poczyniliśmy. Największe postępy zrobiła Karina. Zaczęła pływać w trapezie i próbowała startu z plaży. Jacek szlifował jazdę w ślizgu i zaczął robić pierwsze rufy. Michał i ja szlifowaliśmy rufę, ale przy dużo większych falach, niż na Rybniku nie było to takie proste. Nie znajdziecie na BOLU płaskiej wody – akwen jest zafalowany a przy wietrze 5-6B fale osiągają rozmiary do 1,5m.



Atrakcje
Poza tym, że kapitalny jest tutaj windsurfing wyspa i miejscowość BOL dostarczają wiele atrakcji. Mieliśmy okazję oglądać miejscowość i wybrzeże w Góry Widokowej (30 minutowa podróż samochodem w góry).
Opalaliśmy się na jednej z najpiękniejszych plaż Chorwacji tzw. Złotym Rogu (znajdziecie tam również plażę nudystów). Odwiedziliśmy wiele knajp i restauracji. Niestety we wrześniu nie znaleźliśmy żadnej czynnej dyskoteki.



Możemy polecić chorwacką pizzę (ceny 45-55 kun - ok. 20-30 zł). Piwo w knajpach też nie jest najgorsze (15-18 kun – 8-9 zł). Zakupy można robić w supermarketach, nie brak też kafejek internetowych. Skorzystaliśmy również z możliwości obejrzenia wybrzeża z wody. Wypożyczyliśmy 6-osobową łódkę z silnikiem (jedyne 260 zł / 6 osób), z bakiem paliwa pozwalającym pływać przez 4 godziny.



Samą Chorwację, a szczególnie wyspę Brać na wakacje można tylko polecać. Śliczne plaże, czyściutka woda, dużo knajpek, wspaniała pogoda, ale nie za gorąco ja np. w Egipcie czy Tunezji. Ceny raczej akceptowalne - trochę wyższe niż w Polsce, ale to niewiele w porównaniu np. z krajami Europy Zachodniej. Jedyny mankament, na który zwróciliśmy uwagę to brak jakiegoś specjalnego zainteresowania turystami. Tak było w restauracjach, w sklepach, czy w wypożyczalni. Mnie osobiście zauroczyło, ale i dziwiło, że w Chorwacji można zostawić całą noc niezabezpieczony rower na dworze, albo cały sprzęt windsurfingowy na dachu samochodu. I bez obawy – nic nie zginie!
Koszty wyjazdu też są zadowalające. Trasa samochodem to koszt ok. 1000-1100 zł (paliwo + opłaty za autostrady i prom). Apartamenty 13 dni ok. 1500-1600 zł (28 euro / 1 dzień za 2 osobowy apartament, Możecie też nocować na super przygotowanym polu namiotowym (TENIS CAMP -12 euro / 1 dzień / namiot). Reszta to wydatki bieżące – ile kto ma 
Jeszcze jedno. Jeśli ktoś nie lubi tłumów i umiarkowane ceny najlepiej odwiedzić Chorwację w czerwcu lub wrześniu. Spadają wtedy ceny apartamentów i ceny w knajpach. Klimatyzacja w pokojach we wrześniu tez nie jest potrzebna. Noce są raczej chłodne.
Cała nasza ekipa ocenia wyjazd jak bardzo udany. Jedynie powrót do domu wykrzesał z nas ostatnie siły. Trafiliśmy na bardzo trudne warunki drogowe. Od Splitu do Wiednia, jakieś 600 km, jechaliśmy nieprzerwanie w ścianie deszczu. Dodatkowo korek na chorwackiej autostradzie i na granicy chorwacko-słoweńskiej wydłużył czas powrotu do 15 godzin. Mimo trudnych warunków nie oszczędzaliśmy naszych wozów. Tym razem jechaliśmy już razem i dopingowaliśmy się wzajemnie. Wyjazd się udał, ale przyjemnie było wrócić w nasze polskie strony. Pewnie w najbliższym czasie nie uda się powtórzyć wyjazdu w takiej ekipie, ale zawsze zostaną wspaniałe wspomnienia ze wspólnego wyjazdu. No i własna galeria zdjęć, którą musicie obejrzeć!

http://surfmania.pl/galeria.php?id_gal=12

niedziela, 11 lipca 2010

Windsurfing w Niemczech - Wiek na wyspie Rugia

Do samego wtorku nie wiedzieliśmy czy gdziekolwiek pojedziemy - prognozy zmieniały się co chwila na niekorzyść. Miało padać i siadać. Windsurfing był raz blisko a raz tak daleko;-)
W końcu jednak zdecydowaliśmy wyruszyć do Wieku (Rugia/Niemcy) w nocy żeby zaliczyć środowe ślizgi i rozgrzać się przed czwartkową kulminacją. Generalnie prognozy mówiły o kierunku zachodnim i wietrze 13-19knotów.

Tym razem było nas sztuk trzy. Ruszyliśmy z fulobładowaną przyczepką ok północy. Droga świetna - co tu dużo gadać, autostrada, autostrada, autostrada. VW wiozło nas dość wolno ale skutecznie i ekonomicznie;-) Całość to ok 880km jazdy. O 10.00 byliśmy na spocie. Szybka decyzja odnośnie kimania - padło na wersje LUX czyli wstawienie fury na camping tuż nad zatoką (drugą wersją było zatrzymanie się na parkingu przy drodze). W efekcie wyskoczyliśmy z 17Jurków za 2 noce. Kimaliśmy w przepastnym VW i było całkiem sporo miejsca.




Day 1 - środa

Na wodzie byliśmy już po 11. Wskoczyliśmy na deski od 93-101l (jak zwykle miałem największą wrrr) no i żagle 5.4-5.7. Te zestawy męczyliśmy cały dzień. Wiało pięknie, równo no i do tego te słońce ... windsurfing na Maui normalnie;-) Generalnie, z przerwą na obfity posiłek z kubka, bujaliśmy się do 19.00. Potem Dudi wyciągnął swój 12-metrowy kajt i do 21.00 próbowaliśmy skumać o co w tym wszystkim biega. Po paru sponiewierkach wiele się wyjaśniło na ślizgi było jednak za wcześnie ..... poza tym zaczęło siadać.



Day 2 - czwartek
W czwartek miała być najlepsza prognoza ale ze sporym deszczem. Na szczęście sprawdziła się ona jedynie co do wiatru, deszczu było tyle co nic a chmury miały jedynie wymiar estetyczny. Z rana weszliśmy na to samo co w środę ale jakoś tak piknie się rozwiało (do ok 21knotów), że pozwoliłem sobie rozdziewiczyć nowy żagielek- 4.5. Było w sam raz, żagielek się sprawdził. Po 15.00 w ramach wypoczynku wyskoczyliśmy zobaczyć wave nad morzem w wiosce Kreptitz. Było paru lokalesów ale już siadało i zobaczyliśmy niewiele popisów. Po powrocie do Wieku weszlismy na środowe zestawy i jazdy było do 20.00. Potem niby siadało więc Dudi znowu wyciągnał kajta ..... na wodzie przekonał się jednak, że wcale nie siadało i zrobiło się letko hadrkorowo. Były pierwsze krótkie próby ślizgów ale też i złożenie kajta przy odblokowaniu zabazpieczenia (do końca nie kumam jakiego). O 21.00 zasiedliśmy z Marcinem w VW a Duduś dalej walczył. O 22.00 ktoś stukał do okna a jako, że było ciemno domyśliliśmy się, że to sam Dudi - oznajmił, że idze jeszcze na desce popływać wrrrrr.



Day 3 - piątek
Już tak na dobicie 3h jazdy przy 15knotach potem pakowanie i wyskok na wave-a. Niestety z morza nic nie wyszło bo za mało wiało.

To chyba tyle. Było świetnie trochę zdjęć przedstawia własna galeria zdjęć do której link poniżej.





Surfuj:
do galerii:
Foty z akcji

do filmu: Zobacz teraz

piątek, 9 lipca 2010

Windsurfing na jeziorze turawskim

Za sugestią Poklopaca i Lecha, przy prognozach 12-13knots S i SW postanowiliśmy zawitać na nowym dla nas - turawskim spocie. Jak wynikało z opowiadań chłopaków, windsurfing na Turawie miał być szczególnie ciekawy.

Dojazd z Rybnika zajął 1h15min co nie było strasznym wynikiem, tym bardziej, że u nas, pomimo prognoz nie było nic a nad jez. turawskim z 12knotsów zrobiło się dużo więcej.

Startowym spotem był ośrodek Kormoran na północnym brzegu. Tam też spotkaliśmy sporo lokalesów, z czego liczną grupę kajciarzy.



Zejście do wody bardzo wygodne nic tylko znieść sprzęt przez plażę do wody. Generalnie spocik przyjemny do nauki - w zatoczce, z której ruszasz jest płytko i bezpiecznie.
Konkretna zabawa zaczyna się po wypłynięciu za cypel mierzei. Nagle wpadasz na spore zafalowanie. Przy 14knotach robiła się przyjemna 1m falka, nie mylić z rybnickim kartoflichem.

Urokiem spotu była płaska woda w zatoczce, która tworzyła się dzięki piaskowej mierzei oddzielającej ujście rzeki od samego jeziora.



Uczciwie muszę przyznać, że wiatr nie był idealnie równy. Chodziły szkwały w różnych odstępach, niemniej ich długość pozwalała na długą zabawę.

Generalnie dzionek spędziliśmy na zestawach od 98l-130l+5.3m-6.0.

Pewnie tam jeszcze zawitamy;-)